KREDYTY MIESZKANIOWE DOTOWANE PRZEZ BUDŻET

W resorcie transportu i budownictwa przygotowywany jest projektu ustaw, który ma pomóc w realizacji programu wyborczego PiS "Rodzina na swoim".

Z dopłat do kredytów mieszkaniowych będą mogły skorzystać tylko rodziny - także niepełne (np. matka wychowująca dziecko) - które nie mają mieszkania. Resort prawdopodobnie zaproponuje, by państwo spłacało 3 punkty procentowe ceny kredytu złotowego, a resztę odsetek - kredytobiorca. Pełnomocnik rządu ds. programu budownictwa mieszkaniowego Piotr Styczeń uważa, że taki mechanizm dopłat nie osłabia konkurencji między bankami, gdyż sami wybieramy najtańszy bank i od oprocentowania odejmujemy sobie te trzy punkty.

Projekt raczej nie postawi poprzeczki dochodowej, każda rodzina bez mieszkania będzie mogła skorzystać z państwowych dopłat niezależnie od tego, ile zarabia.
Kredytu nie będzie można przeznaczyć na dowolne mieszkanie. Państwo dofinansuje tylko te nowo budowane. I to wyłącznie w blokach, w których będzie ich co najmniej osiem. Ponadto ustawa określi maksymalną powierzchnię mieszkań, nazwanych roboczo "społecznymi". Prawdopodobnie będzie to 50 mkw. Jednak w przypadku rodzin wielodzietnych dopuszczalne byłoby zwiększenie powierzchni mieszkania o 25 metrów. Gdyby rodzina chciała kupić mieszkanie większe, państwo dopłaci odsetki tylko do 50 mkw., nadwyżkę w metrażu rodzina będzie musiała sfinansować sama.

Inne proponowane ograniczenia:

 ceny mieszkań (do wykończenia) nie mogłyby przekroczyć ogłaszanych przez wojewodów średnich kosztów budowy w danym powiecie
 dotowany kredyt pokrywałby maksymalnie 75-80 proc. kosztów zakupu mieszkania
 mieszkania nie można byłoby sprzedać przez pięć lat. Możliwa byłaby za to wcześniejsza spłata kredytu, ale - w takim przypadku - żeby nie zwracać państwu odsetek, kredytobiorca nie mógłby sprzedać mieszkania przez dziesięć lat

Rząd liczy, że już w przyszłym roku z kredytu skorzysta ok. 10 tys. rodzin, a w latach następnych - nawet 60-80 tys. Projekt powinien być gotowy pod koniec stycznia.



Źródło: Gazeta Wyborcza z dn.28.12.2005